JUBILEUSZOWE REFLEKSJE
Czas świętowania kolejnych jubileuszy "Nadnoteckich Ech" to dobra okazja, aby zapytać o uwagi i refleksje, zarówno autorów i twórców, jak i czytelników. Tym razem poprosiliśmy o wypowiedź korespondentów, na stałe współpracujących z naszym tygodnikiem oraz przyjaciół, współpracujących z nami od dawna.
Alina Wawrzyniak
30 lat! I znowu pamięć zawraca nas do początków. To akurat tyle, ile mieszkamy na ziemi czarnkowskiej. Będę używać formuły "my" chociaż od 10 miesięcy jestem tylko "ja", ale te wspominki są "nasze".
Tak się złożyło, że obydwoje z mężem ukończyliśmy studia podyplomowe na UAM w Poznaniu. Ja trochę dla towarzystwa, a Stefan rozpoczął właśnie praktykę w gazecie lotniczej "Wiraże,"musiał więc zdobyć dodatkowe kwalifikacje. Odtąd pracował jako dziennikarz przez wiele lat, pisząc o sprawach społecznych i kulturze, a ja w Warszawie, współpracowałam z gazetą "Pasmo", nieco podobną do "Nadnoteckich Ech", gdzie zamieszczałam liczne materiały o wydarzeniach kulturalnych, w ursynowskim Domu Sztuki, któremu wtedy dyrektorowałam. Staliśmy się po troszę spółką w tym pisaniu. Mój mąż do bólu zasadniczy i precyzyjny w pisaniu, a ja emocjonalna i trochę z przymrużeniem oka. Okazało się, że to niezła spółka we wzajemnym poprawianiu, co zaowocowało również wtedy, kiedy znalazłam się w gabinecie, ówczesnej pani dyrektor Domu Kultury, Gertrudy Halickiej. Wyczaiła mnie /dotąd nie wiem w jaki sposób/ w gębiczyńskich lasach i poprosiła, żebym poprowadziła zajęcia teatralne z dziećmi i młodzieżą, ponieważ słyszała o moich talentach, w tym zakresie. Na początku nie chciałam za żadne skarby pracować w placówce kulturalnej, bo wiedziałam, że tam czas nie istnieje, trzeba po prostu być o każdej porze dnia i nocy... A przecież postanowiliśmy urządzić sobie siedlisko, a w nim moją kolejną pasję, czyli ogród. Słowo teatr, do dzisiaj jest jednak dla mnie magiczne, co spowodowało, że z bezpośrednią panią dyrektor się polubiłyśmy i zgodziłam się społecznie poprowadzić grupę teatralną. Okazało się, że na długie lata zaprzyjaźniłam się z CzDK, a potem MCK w Czarnkowie, a tym samym z "Echami".
Pamiętam te najdawniejsze, w sepii i na świetnym papierze, w wygodnym formacie. Było to pismo eleganckie w formie i treści i nie wyglądało jak gazeta codzienna. Żal mi było, że później nastąpiła zmiana szaty graficznej i formatu, ale szybko się okazało, że to nadal gazeta przyjazna Czarnkowowi, kulturze, sztuce i działaniom społecznym. Stała się nieco bardziej "gazetowa", ale nigdy nie brukowa.
No i ten urokliwy naczelny Jan Pertek, którego pokochałam już wcześniej jako człowieka teatru, a potem jako dyrektora MCK... Jak Ania z Zielonego Wzgórza, znalazłam pokrewną duszę, a mój mąż, wyłącznie w tym jednym przypadku, nie był zazdrosny. Cenił Go niezwykle za kompetencje i poczucie humoru.
Patrzę teraz na trzy duże segregatory pełne wycinków artykułów, które napisaliśmy razem lub osobno. Mówi się, że piszący czytają w gazecie tylko swoje materiały. Może to i prawda, że szukamy w napięciu własnych błędów, ale my czytaliśmy w "Echach" to wszystko, co nas zainteresowało.
Założenie Fundacji "Gębiczyn", jej działalność i lata zmagań z przeciwnościami spowodowały, że współpraca z gazetą stała się ciągła. Zawsze się znalazło dla nas miejsce na łamach, a nieraz i ciepły artykuł o naszej pracy, czyli nie zawsze "od", nieraz "do". Pisaliśmy chętnie, bo pismo było właściwie oddane w ręce czytelników. Każdy kto umiał i podejmował ważny, interesujący temat lub zamieszczał zwykłą informację, znajdował tam miejsce. Zawsze mówię o tym piśmie, że to "nasze dobre echo", które bez zapalczywości, bez okrucieństwa w krytyce, bez obrzucania błotem kogokolwiek, przedstawia odrobinę, lepszy świat. Świat tych niezbywalnych wartości: prawdy, dobra i piękna, które tworzą i wspólnoty i jednostki. Wrażliwość redakcji na sprawy społeczne, edukację i kulturę, widać na każdym kroku, a w dzisiejszej rzeczywistości trudno zachować dobrą miarę.
A o czym zatem my pisaliśmy? O założeniu fundacji, w starej stajni i stodole, o marzeniach programowych, o kolejnych rocznicach, o domach, które mówią, o gościach pod lipą, o plenerach z gliną, drewnem i żelazem, o dalekich podróżach "Harmonii", o przesłaniu do Europy, o gminie przyjaznej dzieciom, o konferencjach, jubileuszach, nagrodach, czterech porach roku, o przemijaniu i odkrywaniu w sobie najlepszego, o smakowaniu potraw i sztuki, o sercu za serce, dawanym, o wędrującym ale kinie, o wystawach i sprzątaniu lasu, które nie musi być nudne, o kiermaszach, kolędach, spotkaniach przy wigilijnym stole, o Europie w Gębiczynie i Gębiczynie w Europie, o wizytach studyjnych z Polski i zagranicy, o społecznej integracji ludzi, którym w życiu dobrze nie jest, o przyjaźni i wsparciu innych, a przede wszystkim o tym, że kultura buduje nas ludzi od wewnątrz i na zewnątrz. W ten sposób działalność staje się społeczno-kulturalna. I taka ma pozostać. W tym miejscu szczególnie dziękuję "Nadnoteckim Echom".
Okrutna rzeczywistość otworzyła przede mną łamy "Ech", pod koniec ubiegłego roku. Pisałam wspomnienia o moich wielkich Nieobecnych, o Stefanie i Michale, nie zapominając o pozostałych sześciu chórzystach, którzy odchodzili jeden po drugim, w ciągu całego 2020 roku. Moje wspomnienie o zaprzyjaźnionej gazecie jest inne, jest wspomnieniem o wspólnym do niej pisaniu, o koleżeństwie, dobrych relacjach i jest uśmiechem.
Dziękuję Wam, Droga Redakcjo i życzę z całego serca stałego rozwoju i SAMYCH DOBRYCH ZDARZEŃ DO OPISYWANIA, w kolejnych latach. Może i wtedy znajdzie się kącik dla starszej pani, która lubi opowiadać o tym i o tamtym...
Halina Gurda
Pamiętam doskonale jak powstawały "Nadnoteckie Echa" w 1991 roku i tę gorączkową atmosferę, pełną zapału do pracy osób w to zaangażowanych. Ja do zespołu dołączyłam w 1993 roku, kiedy to redaktorem naczelnym była pani Gertruda Halicka. Nie uczestniczyłam w zebraniach redakcyjnych, bo moim zadaniem było układanie krzyżówek. Jednak w grudniu, na zakończenie roku wszyscy współpracownicy zaproszeni zostali na spotkanie redakcyjne przy wspólnej kawie. Na wstępie pani Gertruda złożyła nam życzenia noworoczne, po czym wyciągnęła worek z długopisami. Każdy miał wybrać sobie jeden. Tak, tylko jeden. Długopisy były różne, co jeden to piękniejszy. No i zaczęło się. Osiołkowi w żłoby dano... . Jak tu wybrać jeden, skoro wszystkie piękne i każdy inny? Worek krążył i krążył, a jak już ktoś wybrał to później wymieniał, bo może jednak tamten ładniejszy? Spotkanie bardzo się przedłużyło, bo w końcu trzeba było podjąć decyzję odnośnie następnego numeru. Zaznaczam, że wszyscy pracowaliśmy społecznie i ten jeden długopis, który sprawił nam tyle radości dał nam motywację do pracy na następny rok.
Maria Skrzeczkowska
Moją pasją są zioła i dzika przyroda, i wydaje mi się, że z nią się urodziłam. Pamiętam, gdy jako kilkulatka chodziłam z dziadkiem po łąkowych kniejach i lasach obserwując ptaki i zbierając różne rośliny, czułam się bardzo radosna. Muszę wspomnieć, że dzieciństwo i młodość spędziłam w pięknym zakątku przyrodniczym z dala od ruchliwych dróg. Dziadek mawiał, że przyroda i zioła są darem od Stwórcy i tym darem należy dzielić się z innymi. Suszył zioła, robił różne mikstury, maści, nalewki, budował domki dla ptaków, jeży, trzmieli, a potem tym "dobrem" obdarowywał znajomych, a ja dziadkowi pomagałam i pilnie uczyłam się. Jako kilkunastolatka zbierałam zioła ze znajomą babcią zielarką z Obornik (wówczas powszechnie znaną) i chociaż zbierałyśmy duże ilości roślin przez kilka kolejnych lat, a wiedzę posiadała ogromną, to wiedzą nie dzieliła się. Ja pamiętając słowa mojego dziadka postanowiłam wiedzę powiększyć i dzielić się z każdym chętnym.
Zaczęłam pisać wiele lat temu w "Gromadzie - Rolnik Polski" o ziołach i ekologicznej uprawie roślin, kolejnym pismem był "Tygodnik Notecki", a gdy gazetę zamknięto postanowiłam zrezygnować z pisania. Minęło kilka tygodni i powróciła chęć przekazywania wiedzy - pomyślałam o "Nadnoteckich Echach". Często czytałam ten tygodnik, bo wydawał mi się interesujący i... taki bliski.
Pierwszy mój artykuł zatytułowany "Czy warto pokochać zioła" ukazał się 13 sierpnia 2013 roku. Pamiętam taki miły akcent przed jego ukazaniem się gdy dyrektor Jan Pertek zapytał, czy nie jestem przesądna, bo wypada trzynastka na początek, odpowiedziałam, że ja trzynastego się urodziłam.
Przekazuję czytelnikom wiedzę o roślinach dostępnych dla każdego, bo człowiek jest częścią przyrody, a każdy ogród i balkon, a także parapet może być apteką. Uważam, że każdy może być dla siebie najlepszym lekarzem, gdy będzie słuchał własnego organizmu i będzie stosował zasadę: "lepiej zapobiegać niż leczyć". A wiem to z własnego doświadczenia, gdy wiele lat temu poszukiwałam własnej drogi do zdrowia i została ona uwieńczona pełnym sukcesem.
Bardzo jestem zadowolona, że wiedzę o roślinach i zdrowym odżywianiu opartą na własnym doświadczeniu mogę przekazywać w "Nadnoteckich Echach", bo jest to ciekawy, lokalny tygodnik, przyjazny czytelnikom.
Sławomir Łapawa
W pierwszych dniach stycznia 2021 roku, gdy tradycyjnie zjawiłem się z nowym tekstem w siedzibie "Nadnoteckich Ech", w trakcie rozmowy z Marcinem Małeckim wyszło na jaw, że Echa mają już 30 lat. Nawet nie wiem kiedy przeleciał ten czas od srebrnego jubileuszu. Rozmowa z Marcinem spowodowała, że zajrzałem do przechowywanych skrzętnie przez 25 lat numerów tygodnika. Moje archiwa wykazały, że w trzecim numerze NE z 5 luty 1996, udzieliłem wywiadu pani Stefani Neldner, która przedstawiła mnie czytelnikom jako "Ludzie z pasjami". Pani Stefania dowiedziała się o moich przyrodniczych zamiłowaniach, biorąc udział w wystawie i spotkaniu, które miało miejsce w szkole "Na Górce" zorganizowane przez panią Halinę Najdul. Od tego wywiadu, po upływie kilku tygodni od jego ukazania, zostałem poproszony o napisanie tematycznego artykułu, który ukazał się 5 marca 1996r.pod tytułem "Wiosna w naszym otoczeniu". W ten sposób zdałem sobie sprawę, że było to 25 lat temu. Moja współpraca z redakcją i Czarnkowskim Domem Kultury i ówczesną dyrektor Gertrudą Halicką w następnych miesiącach nabrała bardzo miłego i pozytywnego rozpędu. Powstawały kolejne artykuły, a motywacja do jeszcze szerszego i lepszego odkrywania przyrody zaowocowała wystawą przyrodniczą 6 czerwca 1997 r. w CzDK. Przyroda okolicy dostarczała kolejnych tematów do pisania. Po roku 2000 doszły jeszcze egzotyczne podróże, a następnie relacje z pielgrzymkowych wypraw rowerowych, które mają swoją rzeszę Czytelników. Tak minęło 30 lat "Nadnoteckich Ech" i 25 lat mojego pisania. Dziwię się tylko, że redaktor naczelny Jan Pertek, Ilonka i Marcin jeszcze ze mną wytrzymują. Do chwili obecnej napisałem ponad tysiąc artykułów. W takim tempie, na 50 lecie będę miał ich 2 tysiące. Wszystkim piszącym, życzę kolejnych jubileuszy, a tygodnikowi młodych, chętnych i zaangażowanych pasjonatów, którzy zajmą nasze miejsca. Oczywiście my z foteli na 50 lecie też jeszcze coś napiszemy.
Franciszek Strugała
Myśl o utworzeniu gazety "Nadnoteckie Echa" zrodziła się jeszcze przed wyborami samorządowymi w 1990 roku. Był to jeden z postulatów Komitetu Obywatelskiego "Solidarność". Wygrane wybory do Rady Miasta pozwoliły na takie ukształtowanie władz miasta, których jednym z celów było powstanie lokalnej gazety. Z ramienia Zarządu Miasta sprawę pilotował pan Paweł Jachimczyk. Po nieco ponad pół roku od wyborów, bo już w styczniu 1991 roku ukazał się pierwszy numer gazety. Początkowo był to dwutygodnik, ale liczba piszących i tematów była tak duża, że z biegiem czasu "Nadnoteckie Echa" zaczęły się ukazywać w cyklu tygodniowym. Żadna gazeta o zasięgu wojewódzkim, a takie wówczas były wydawane na naszym terenie, nie była w stanie przekazywać informacji bliskich dla mieszkańców miasta i okolic. Dużym powodzeniem cieszyły się artykuły historyczne, ale też listy do redakcji, w których mieszkańcy publicznie poruszali nurtujące ich problemy. Trzeba wziąć pod uwagę, że nie istniał wtedy Internet. Ważną dla mnie sprawą było to, że ze strony władz nie było ingerencji w merytoryczne treści gazety. Dzisiaj wiemy, że niewiele czasopism powstałych na początku transformacji ustrojowej ostało się. Zasługą redakcji "NE" i piszących do gazety współpracowników w ciągu całego tego okresu jest to, że pismo jest ciągle na rynku, mimo lepszych i trudniejszych okresów. Ja z okazji jubileuszu życzę samych najlepszych numerów tygodnika i sprostania oczekiwaniom czytelników.